Wstajemy rano, śniadanko (jajeczko amerykańskie na twardo, pomidorki, serek żółty, tosty z białego pieczywa be :-(, sok pomarańczowy, kawa z mlekiem). Pakujemy rzeczy, adresujemy ostatnie kartki. Samolot odlatuje po południu więc mamy szansę na krótki spacer po WaiKiKi. Tym razem obejrzę luksusowe sklepy, żeby zobaczyć czym różnią się o naszych. Piękna recepcjonista z Pullman Hotel w Auckland na wiadomość o naszym locie do Honolulu aż zapiała z radości mówiąc: oh shopping. Taką rekomendację trzeba sprawdzić. Zakupy raczej niemożliwe, ze względu na ograniczenia wagowe bagażu, ale męża i kartę kredytową (swoją :-)) na wszelki wypadek zabieram ze sobą. Sklepy klimatyzowane z pięknymi wystawami, do południa w sklepach nie ma tłoku. Czym różnią się ubrania kupowane na bazarze (open air) od tych kupowanych w firmowych sklepach ? Ceną na pewno, chociaż niekoniecznie. Tutaj na Hawajach obowiązuje gospodarka rynkowa, więc cena taka jaką klient gotowy jest zapłacić. Na bazarze dyktują ceny takie jak w butiqach, dla pewności pytają grzecznie czy cena odpowiednia. Jak nie obniżają. Gdy nie jesteś zdecydowany negocjują cenę dalej. Nie sprawdzałam do jakiego poziomu obniżki można dojść, bo akurat nic nie przydpadło mi do gustu. Przemierzamy klimatyzowane luksusowe pomieszczenia, witryny sklepów kuszą wystrojem. Każdy chce zwrócić uwagę na swój towar. W jednym ze sklepów z ubraniami na wystawie stoi samochód w kolorze ubrań, które są tutaj sprzedawane, a kolory hawajskie tylko w bardzo delikatnym wydaniu, taki luksusowe.
Czas biegnie szybko, trzeba wracać. Leo robi skrót przez sklep, chyba na swoje nieszczęście :-). Sklep znajomy HM. Pstryknęłam zdjęcie, aby porównąć czy kolekcje w Europie takie same. Poczułam się jak u siebie w domu no i oczywiscie wypatrzyłam coś dla siebie w bardzo dużej promocji. U nas tak wysokie promocje raczej niemożliwe. Idę do przymierzalni a Leo postanowia pójść do Hotelu zrobić check-out sam, bo moje przymierzanie trochę potrwa :-). Check out o godz. 11:oo.
Czekamy na zamówiony sppeedi express shuttle na lotnisko. Powinien być o 13:45 a tu już 13:50. Recepcjonista interesuje się, dzwoni do obsługi shuttle ... będzie za 5 minut. Życzliwie żegnamy się Mahalo, a teraz powitanie Aloha przez wesołego kierowcę busa. W hawajskiej koszulce z koralikowym naszyjnikiem na szyi pomaga załadować bagaże. Zajmujemy miejsce zaraz za kierowcą a on pokazuję nam malutką hawajską gitarę. Po co mu ona ..... ano nasz kierowca podczas postoju na czerwonych światłach (a w centrum stoi się długo) przygrywa na niej hawajskie melodie :-) wesoły naród z tych hawajczyków.
Na lotnisku procedura self check-in, ale pierwszy raz robimy self bag :o). Jak to zrobić ? Proste skanujesz ID i od razu wyskakuje twoje nazwisko i połączenie, potem kładziesz po koleii bagaże, które są ważone. Pewnie gdyby bagaż nie zmieścił się w limici wagowym trzeba by wyciągnąć kartę kredytową :-(. Potem jeszcze kontrola żywnościowa, paszportowa, security i jesteśmy przed shuttle train, który dowiezie pasażerów oversee do konkretnego gate. Podjeżdża nasz shuttle train i nagle Leo zorientował się, że nie ma saszetki w kartami kredytowymi. UPS... wraca się biegiem, zostawiając swoją torbę pilota koło mnie. Pobiegł szybko, ja sprawdzam co jest w środku, oczywiście szaszetka jest ..... ale Leo nie ma. Jak go powiadomić, już zdążył wyłączyć telefon. Wracam się, może go spotkam. Nie ma go na trasie, nie ma go też przy stanowisku kontroli security TSA. Cóż wracam na miejsce. Nie będziemy się szukać po całym lotnisku. Mam nadzieje, że zdąży przed zamknięciem gate. Dochodząc do stanowiska odjazdu shuttle train widzę Leo, Nie ma w ręku szaszetki ale śmieje się. Skąd wie, że ona jest w jego torbie pilota ????. .... czasami przydaje się praca pracowników TSA, nie tylko po to aby zachować bezpieczeństwo. Otóż Leo poinformował ich, że zagubil swoją szaszetkę z kartami płatniczymi i nie wie czy miał ją podczas kontroli security. Ciekawe czy zgadniecie co się wydarzyło ???? Pani z TSA cofnęła nagranie z Heimanna i zapytała: to Twój bagaż ? tak ? to zobacz Twoja saszetka była w torbie pilota :-). No i ja też teraz wiem dlaczego Leo miał uśmiech na twarzy. I znowu Opatrzność nad nami czuwała :-).
Rejs nr A330
Lecimy samolotem A-737 Hawaian Airiies, w którym prawie wszystko jest w kolorze oceanu. Błękitne skórzane obicia foteli, niebieskie mundurki załogi w hawajskie kwiaty. Dziwna procedura karmienia pasażerów. Najpierw ekspresowa sprzedaż przekąsek i beveriges. Zdziwienie :o) przecież to nie LCC. No nie dopiero potem napoje, snacks, danie glówne z napojomi, potem znowu napoje. Ale słuchawek nie ma na wyposażeniu, trzeba za nie zapłacić tak jak za większość filmów na pokładzie :-(. Tak naprawdę, to za bardzo się nie martwię. Miałam zamiar pisać blog więc jest O.K. Nie ma pokus :-). Przed nami najdłuższy na naszej trasie lot do New York. Powinniśmy być tam o 5:55 a.m. Przez Pacifik przelatujemy bardzo sprawnie, po czterech godzinach lotu jesteśmy nad amerykańskim lądem. Przelatujemy gdzieś między Los Angeles a San Franciso, nad Salt Lake City, Nevadą, Wayomii, Rock Springs. Powyżej Rushmore Montain. Już kiedyś tam byliśmy tylko wtedy podróż biegła High Way’ami i trwała nieco dłużej.
po prawie 9 godzinach lotu lądujemy rano na JFK. Czekamy na zamówiony shuttle o koło 40 min. Przejazd na Manhattan bagatela ponad 2 godziny. Leo jak zwykle woli drożej ale wygodniej, a pewnie publicznymi środkami transportu byłoby szybciej i taniej....no może mniej wygodnie. Hotel tuż przy 9/11 Memorial jest także hotelem dla załóg lotniczych. Przystojni kapitanowie statków powietrznych jeżdżą tutaj windami :-). Check-in dopiero o 15:oo, ale pani recepcjonistka daje nam pokój wcześniej :-)). Super, jesteśmy zmęczeni nocna podróżą a przed nami jeszcze zwiedzanie..... Szybka kąpiel i wychodzimy. Obok naszego hotelu turyści z mapami w ręku szukają miejsca dawnych dwóch wież WTC. Teraz są tam dwie głębokie dziury z wlatującą do nich z ogromną siłą wodą. Takie dwie fontanny-pomniki pamięci. Obok muzeum pamięci i nowe wieże. Jedna większa od drugiej. Tłumy turystów wokół zbiorników na krawędziach, których wypisane są nazwiska osób, które zginęły w tej tragedii. Potem przemierzamy tzw. Dolny Manhattan i udajemy się do promu, który zawiezie nas do Statuy Wolności. O ! tłumy, tłumy zwiedzających, procedura security jak na lotnisku, a kolejka do promu jak niegdyś do Mauzoleum Lenina. Gorąco .... Zwiedzamy wyspę, na której znajduje się Statua oraz pobliską wyspę , na której znajduje się Muzeum Imigracji. Potem przejście przez Dzielnicą Finansową, kiedyś mówiło się dzielnicę "białych kołnierzyków" teraz to CBD. "Białe kołnierzyki" zamieniły się w jasno błęknitne nie mylić z niebieskimi (ciemno),, które określają robotników fizycznych. Kolacja i spanko. Odsypiamy duże zaległości ...