Samolot linii SATA przez Atlantyk na Azory mamy wieczorem około godz. 11 p.m. Na lotnisko wiezie nasz kierowca, który zwiedził wszystkie stany USA i ponad czterdzieści krajów. Polskę i „Pribałtykę” odwiedził także. Na odlotach lotniska w Bostonie tłum przeogromny. Jakby tuż przed północą wszystkie samoloty chciały opuścić Boston. Amerykanie sią rozmowni. Dyskusja z podróży, przechodzi na politykę. Dowiadujemy się, że społeczeństwo amerykańskie uważa obecnego Prezydenta za mało radykalnego szczególnie w stosunu do poczynań wodza narodu rosyjskiego W.P. ws naruszania przestrzeni granicznej USA. Dowiadujemy się, że nas lot jest opóźniony. Przyjmujemy to ze zrozumieniem w końcu musi pokonać wiele km. Dopiero po czasie jedna z pasażerek uświadamia sobie i nam, że opóźnienie bagatela ... 12 h. Zdenerwowanie, jedni tracą dalsze połączenia, inni dni Konferencji, jeszcze inni spotkania biznesowe. Robi się bałagan. Nie ma przedstawiciela linii lotniczej, pracownice od agenta obsługi handlingowej nie mają miejsc noclegowych. Nieco przed północą jesteśmy w Hotelu. Bardzo późna kolacja i spanko. Jutro mamy być na lotnisku 9:30. Około 3.a.m. budzi nas donośny głos z głośnika, znajdującego się chyba tuz nad głową. Pani trzykrotnie ogłosiła alarm. Włączyła przeraźliwe syreny (które umarłego by obudziły) i poprosiła, aby wyjść na korytarze na swoich poziomach i czekać na dalsze polecenia. Wyglądamy przez okno, straż pożarna w pełnym wyposażeniu stoi przed Hotelem. Zanim zdążyliśmy się ubrać alarm został odwołany a ubieraliśmy się dosyć długo bo po próbnych i często awaryjnych alarmach w S. Jakoś nie wierzyliśmy,==że to może być prawdziwy alarm.